- Anonimowość to podstawa działania AA. Nie ujawniamy tego rodzaju
informacji. - Dobrze. Chrzanić nazwisko. Pewnie to i tak jest tylko jakiś pseudonim. Potrzebny mi jest rysopis tej osoby. - Powtarzam, że anonimowość jest podstawą działania AA. - Panie Zane, tu chodzi o śledztwo w sprawie zabójstwa. Może pan przekazać mi tę informację teraz albo potem na policji w ramach oficjalnego dochodzenia, o którym później dowie się prasa. Czy poda pan teraz rysopis tej osoby w ramach prywatnej wymiany między nami, czy chce pan, żeby ludzie w mieście dowiedzieli się, że jakiś psychopatyczny morderca na spotkaniach AA wybiera swoje ofiary? 142 William Zane, lider grupy AA, do której należała Mandy, w końcu się zawahał. Był potężnym mężczyzną, miał prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, i ważył pewnie ponad sto dwadzieścia kilogramów. Ubrany był w garnitur godny bankiera. Sprawiał wrażenie człowieka nawykłego do wydawania poleceń i nieznoszącego sprzeciwu. Rainie doszła do wniosku, że przeżył co najmniej trzy rozwody, a w przeszłości regularnie brał kokainę. Teoretycznie teraz był czysty i wykonywał nienaganną pracę na rzecz AA. Pewnego dnia wyśle mu kartkę z życzeniami godnymi tak wspaniale odbudowanej istoty ludzkiej. Na razie jednak chciała tylko dostać nazwisko i rysopis „przyjaciela" Amandy ze spotkań AA. Była szósta po południu, czwartek. Miała jeszcze prawie dwanaście godzin do wyjazdu do względnie bezpiecznego Portland. Nie wiedzieć czemu, ale coraz bardziej martwiła się o Kimberly. Innymi słowy, nie miała zamiaru marnować czasu. Wiliam Zane westchnął. Zgodził się na spotkanie z Rainie, kiedy dowiedział się, że Amanda Quincy nie zginęła w wypadku, tylko że było to zabójstwo. Pożałował tej decyzji. Wstał z fotela, podszedł do drzwi i porządnie je zamknął. - Musi pani rozumieć, o co pani mnie prosi - powiedział. - Kluczem do skutecznego działania AA jest jedna prosta zasada - oferujemy anonimową pomoc ludziom, którzy chcą przestać pić. Niczego nie zawdzięczamy sądom, policji, nikomu. Jesteśmy organizacją równych szans. Dla wielu ludzi jedynym wyjściem z trudnej sytuacji. - Amanda nie potrzebuje już żadnego wyjścia. - Pani nie pytała o Amandę, tylko o obecnych członków grupy. Tym razem Rainie westchnęła. - Niespodzianka polega na tym, że ja też jestem w AA. Przyznaję, nie poszłabym na pierwsze spotkanie, gdyby nie było anonimowe, i nie chodziłabym na spotkania po wstąpieniu do policji, gdyby członkostwo nie było anonimowe. Dlatego doskonale pana rozumiem. Ale ten człowiek zamordował Amandę Quincy. To on spowodował wypadek. Dziewczyna uderzyła głową w górną krawędź okna przy prędkości sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Wie pan, jak potem wyglądała? Potem zajął się jej matką. Chce pan obejrzeć zdjęcia z miejsca przestępstwa? - Nie, nie, nie! - pan Zane zaczął machać bladymi dłońmi. Rainie wyobraziła go sobie, jak w korytarzu porodówki przechadza się z pudełkiem kubańskich cygar. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek zmienił chociaż jedną pieluchę. - Ja szukam mordercy, panie Zane - nalegała. - Jeśli chce pan ratować życie innych, niech pan pomyśli o tych kobietach, które mogą jeszcze zginąć, jeśli nie poda mi pan rysopisu tamtego człowieka. Niech pan to sobie uświadomi. Jest pan dla mnie jedyną szansą na znalezienie mordercy. 143 - Być może - powiedział w końcu Zane. - Ale tak między nami. Wyłącznie