- Urodziny Rose są już za dziesięć dni. Powinieneś wydać wielkie przyjęcie, Lucienie.
Zaproś samą londyńską śmietankę. Pomogę przy dekoracjach i układaniu programu. Musi być bardzo wystawnie! Hrabia uchylił powiekę. - Koszmar - stwierdził i wrócił do udawanej drzemki. Kuzynka pociągnęła nosem. - Milordzie - odezwała się Alexandra - decyzji o urządzeniu przyjęcia nie należy podejmować o drugiej w nocy, a szczególnie po tak wyczerpującym wieczorze. - Dobrze - burknął. - Odmówię rano. Oczy Rose wypełniły się łzami, ale guwernantka gestem nakazała jej spokój i dała do zrozumienia, że sama załatwi sprawę. Resztę drogi spędzili w milczeniu. Wydawało się, że Kilcairn zasnął, choć było bardziej prawdopodobne, że po prostu nie chce mu się rozmawiać z krewniaczkami. Alexandra natomiast zastanawiała się z niepokojem, czy po powrocie do domu hrabia ponowi pytanie o Virgila Rettinga. Zdecydowała, że powie mu wszystko. Tego wieczoru dwa razy przyszedł jej na ratunek... Jeszcze nikt nie próbował wybawiać jej z opresji. Uśmiechnęła się lekko w ciemności na myśl, że zarówno ona, jak i jej jedyny obrońca mają podobnie zaszarganą reputację. Pojazd zakołysał się i stanął. Lucien od razu otworzył oczy. Nie sprawiał wrażenia nagle wyrwanego ze snu. W holu Alexandra zdjęła szal i ruszyła po schodach za paniami Delacroix. Nagle silne dłonie objęły ją w talii i zatrzymały. - Proszę się z nimi pożegnać - szepnął jej hrabia do ucha. - Dobranoc, Rose, pani Delacroix - powiedziała, starając się panować nad głosem. Dziewczyna się odwróciła. - Nie idziesz do łóżka, Lex? - Za chwilę. Muszę zajść do biblioteki po nową książkę. - Nie dałabym rady teraz czytać - oświadczyła Fiona, dotarłszy na podest. - Będę spać do południa. Dobranoc, Lucienie. - Ciociu Fiono. Rose. - Kuzynie Lucienie. Alexandra odczekała, aż zamkną się dwie pary drzwi. - Proszę mnie puścić. - Nie. - Dobrze. Możemy stać w holu przez całą noc. Poczuła, że mięśnie płaskiego brzucha napięły się, jakby hrabia powstrzymał śmiech... albo przekleństwo. Opuścił jednak ręce i trochę się odsunął. Na wszelki wypadek powiększyła odległość między nimi. - Czy kiedykolwiek przegrała pani w sprzeczce? - Nie. - Hm, ja również. Z ulgą stwierdziła, że lord Kilcairn jest w dobrym humorze. Nie mogła się oprzeć pokusie. - W czasie starcia z Virgilem stracił pan punkty. - Jak to? - Użył pan wyświechtanego określenia: „potyczka słowna z nieuzbrojonym człowiekiem”. Lucien zmarszczył brwi. - Chciałem mieć pewność, że mnie zrozumie. Nienawidzę marnować najlepszych kwestii na byle durnia. Skinęła głową. - Oczywiście. Dobranoc. Hrabia zrobił krok w jej stronę. - Nie tak szybko, Alexandro. Proszę dotrzymać umowy. I nie udawać, że jest pani zakłopotana moją prośbą. - Żądaniem.