dalsze losy barwy szczescia
przykład. Gdyby ojciec nie wpłacił za niego kaucji, pewnie wcia¿ siedziałby za kratkami. - Nick był w wiezieniu? - zdziwiła sie. - Przez osiem godzin. Za pobicie. Ktos dostawiał sie do ciebie, w czasie kiedy chodziliscie ze soba. Nickowi to sie nie spodobało. Marla milczała, zaskoczona. - Miał temperament - dodał Alex - i du¿o szczescia, ¿e nie skonczył w pudle. - Wzruszył ramionami. - To stare dzieje. Wykaraskał sie z tego. - Podszedł do niej, ponownie ujał ja za ramiona, ale tym razem łagodnie, i postawił ja na nogi. Jego oddech pachniał tytoniem. - A teraz... posłuchaj... - Patrzył na nia stanowczo. - Tom zostanie... na jakis czas. Tylko na jakis czas. Dopóki nie poczujesz sie lepiej. Dobrze? Zastanawiajac sie, czy nie popełnia błedu, wolno skineła głowa i pozwoliła sie objac. Poczuła na policzku miekka wełne jego marynarki i na chwile przymkneła oczy. - No dobrze. Na jakis czas - zgodziła sie, usiłujac wzbudzic w sobie jakies uczucie dla tego człowieka, jej me¿a i ojca jej dzieci. Szukała w sobie jakiegos sladu po łaczacej ich przecie¿ kiedys miłosci i namietnosci, jakiegos dobrego wspomnienia, czegokolwiek, co mogłoby ja przekonac, ¿e kiedys wydarzyło sie miedzy nimi cos szczególnego. Z trudem powstrzymała cisnace sie do oczu łzy, czuła, ¿e wszystko jest nie tak, jak byc powinno. Zło¿yła cnotliwy pocałunek na policzku Aleksa. Mo¿e jednak uda im sie jakos uratowac rozpadajacy sie zwiazek. 180 Alex objał ja ramionami i przycisnał do piersi, ale i tym razem Marla nie poczuła nic. Kompletnie nic. W przypływie bezsilnosci zacisneła piesci i powoli otworzyła oczy. Spogladajac ponad ramieniem Aleksa, dostrzegła przy wejsciu Nicka. Oparty ramieniem o sciane, z rekami zało¿onymi na piersi i włosami jeszcze od deszczu, patrzył na nia chłodno. Marla przypomniała sobie ich spotkanie w ogrodzie, namietnosc i ¿adze, które dostrzegła wtedy w jego oczach. Teraz usmiechał sie drwiaco i pogardliwie, jakby w koncu trafił na dawno oczekiwana scene. - Marla - rzucił sarkastycznie. - Witaj w domu! 9 Gdyby miał choc troche rozumu, wyjechałby stad natychmiast, wrócił do siebie, i do swojego dawnego ¿ycia. Nick wiedział, ¿e tak własnie powinien postapic. Wyjał puszke piwa z barku, właczył laptopa i sprawdził poczte. Jest. Raport Walta Haagi, w całosci. Swietnie. Nick wprawdzie nienawidził udogodnien ery elektronicznej i nieraz przysiegał, ¿e ju¿ nigdy wiecej nie skorzysta z Internetu, ale teraz, w San Francisco, był od niego uzale¿niony. Czekajac, a¿ informacje Walta załaduja sie na jego dysk, otworzył puszke piwa i wyjrzał przez okno. Co sobie własciwie wyobra¿ał dzis w ogrodzie, kiedy zobaczył Marle siedzaca na hustawce, kołyszaca sie lekko w wilgotnej, przenikajacej wszystko mgle? Nie powinien spotykac sie z nia sam na sam, nie powinien jej dotykac ani dopuszczac do siebie mysli o tym, ¿e mógłby ja pocałowac.